Recenzja | "Czy wspominałam, że Cię kocham?" - Estelle Maskame - Fioletowy tydzień #2



Witam w drugim wpisie podczas Fioletowego Tygodnia. Tym razem przygotowałam recenzję książki Estelle Maskame - "Czy wspominałam, że Cię kocham?". Zapraszam!








Autor: Estelle Maskame
Tytuł: "Czy wspominałam, że cię kocham?" 
Tytuł oryginału: "Did I Mention I Love You"
Data wydania w Polsce: 21 października 2015
Data wydania na świecie: 30 kwietnia 2015
Cykl: DIMILY
Tom: 1
Wydawnictwo: Feeria Young
Ilość stron:  408





Okładki są bardzo podobne, jedyne czym się różnią to zdjęcia. Może głupio to zabrzmiało, ale taka jest prawda. Sama nie wiem, którą wybrać, ponieważ niezbyt przepadam za tego typu okładkami, to przez to, że teraz jest ich multum. Rozumiem jedną, nawet trzy, ale co chwilę? To już irytujące. Jednak jeżeli miałabym wybierać wybrałabym oryginał. Jest żywszy i weselszy.




"Rodzice Eden Munro rozwiedli się już kilka lat temu, i od tego czasu dziewczyna nie widziała swojego ojca. Teraz jedzie z Portland do Santa Monica w Kalifornii, by spędzić lato z nim i jego nową rodziną: żoną i jej trzema synami, z których każdy jest obdarzony silnym charakterem. Najstarszy z nich, Tyler Bruce, to zbuntowany nastolatek o wybuchowej naturze i wybujałym ego, kompletne przeciwieństwo przyrodniej siostry. On i jego paczka biorą Eden pod swoje skrzydła, pozwalając jej doświadczyć zupełnie nowych dla niej przeżyć – imprez, plażowania i… łamania zasad. Tyler pozostaje dla niej zagadką, a im bardziej stara się go rozgryźć, tym mniej o nim wie i tym bardziej czuje, że rodzi się między nimi coś więcej. A przecież nie powinna interesować się swoim przyrodnim bratem w ten sposób. To zakazane!

Ale jak powstrzymać uczucia, których nie da się opanować?"


Zacznę od tego, że wiedziałam, iż ta książka to fanfiction i mam się nie spodziewać cudów. Jednak zawiodłam się. Fabuła  jest oklepana. Wkurzyło mnie w tej książce, że nie pojawiło się nic nowego, innowacyjnego. Wiem, wiem to fanfik, ale to nie zwalnia z napisania czegoś na prawdę dobrego. 

Zwykle w książkach kiedy jest miłość z nienawiści łatwo przekroczyć granicę głupoty. Tutaj tak było. "Nienawidzę cię, ale jesteś wkurzony to cię pocałuję. O! Ty też mnie pocałowałeś." Bez sensu. Byłam tak zirytowana tą sceną, no, ale dobra, przecież to nic takiego. 

Pusta Eden nazywała przyjaciółkami dziewczyny poznane tydzień wcześniej. Normalka! Każdy tak robi! (Sarkazm) Co zrobiła Pusta Eden dalej? Myślała, że jest rodzeństwem z kimś kto nie jest jej bratem. Rozumiem to może być kontrowersyjne, ale przecież nic ich nie łączyło, a nawet jeśli czy byłoby złe gdyby poznali się wcześniej i ich rodzice się zeszli? Nie, a jeśli jej to tak przeszkadza to po co poszła z nim uprawiać marchewkę? Bez sensu. 

Kolejna sytuacja: "Wreszcie możemy być razem, nawet nie wiesz jak się cieszę! Ale wiesz co? Nie chcę tego. Bo to nie stosowne". Ja się pytam, po co mu zawracasz głowę  i go całujesz jak uważasz, że to bez przyszłości. Nie wierzę. Dopiero po tej książce zrozumiałam o co chodzi beznadziejnymi bohaterkami żeńskimi. Serio.

A, zapomniałabym . Eden jest irytująca na jeszcze jeden sposób: " Znam cię od tygodnia? Nie ważne i tak muszę ci pomóc, chociaż nie wiem w czym.". Nawet nie wiecie jak bardzo mnie irytują takie osoby. To jest nie do zniesienia, a jak już się na taką natknę to nie ma przebacz.

Tyler za to polubiłam. Chociaż na początku go nienawidziłam, ale okazał się o wiele inteligentniejszy, milszy, opiekuńczy i zabawniejszy niż mi się wydawało. Oczywiście był taki jak większości ff typowym bad boyem z tajemnicami itp. Jednak był troszeczkę inny. 

Ze wszystkich postaci polubiłam tylko: Jamie'go, Rachel, Meghan, Tylera oraz Deana, a no i jeszcze macochę Eden. Tyle. 

Nie będę tylko jej hejtować, bo to byłoby nie w porządku. W tej powieści jest wiele zabawnych scen. Są momenty w których ta książka jest fajna. Taka zwykła młodzieżówka na lato. Dobrze się ją czyta o ile nie kują Was w oczy literówki, których jest w niej kilka. 270 stron pochłonęłam w kilka godzin - chyba 3, więc to nie jest dużo, przynajmniej dla mnie. 

Nie rozumiem fenomenu tej powieści. Jako fanfik jest spoko, ale sądzę, że na Wattpadzie jest wiele innych, lepszych, które sprawdziłyby się jako książka. 

Powiem jeszcze, że styl pisania autorki nawet przypadł mi do gustu. Nie to co zrobiła w książce, ale to jak to zrobiła. Fajnie pisze, ale źle to wykorzystuje. Dlatego dam taką dobrą ocenę. 

Podsumowując, "Czy wspomniałam, że cię kocham?" to książka z nieciekawą główną bohaterką, ale z fajnymi postaciami drugoplanowymi oraz Tylerem. Było wiele fajnych momentów, a na niektórych nawet się wzruszyłam - zdarza mi się to rzadko. Niestety przeważają tutaj stereotypy i oklepana fabuła. Nie wiem czy poleciłabym tę  książkę, ale bym jej nie odradziła. Jest mi obojętna, jeżeli będę miała okazję przeczytam kolejne części, jeśli nie - obejdzie się.  

Ulubione cytaty:

Nie znalazłam tutaj ciekawych cytatów. Wybaczcie.


Moja ocena



Czytaliście? Co o niej myślicie? 

Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. "Nie znalazłam tutaj ciekawych cytatów. Wybaczcie." Haha, świetny komentarz. Rzeczywiście wchodząc do empika co druga książka ma taką okładkę. Na Boga, gdzie jest jakaś kreatywność?
    Teraz rozpoczynam najdłuższe wakacje w życiu, więc mam nadzieję, że będzie to świetna okazja to zetknięcia się z mnóstwem książek. Przez ostatnie pół roku były to tylko lektury...
    Aktualnie czytam "Wszechświaty".

    http://brewilokwencja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie się podziała kreatywność? Oto jest pytanie...
    Chciałabym przeczytać wszechświaty. Mam nadzieję, że zrecenzujesz albo przynajmniej dasz znać czy Ci się podobało. ;)

    OdpowiedzUsuń