Szybka recenzja: "Moja księżniczko. Niebiańskie listy od taty." - Rose Sheri Shepherd

Hej!

W końcu ferie. Jakie to piękne, codziennie rano budzić się i myśleć "teraz miałabym matematykę, a leżę w łóżku". Jak na nieszczęście dla mojego wewnętrznego introwertyka, przez te pierwsze dni wychodziłam codziennie... Ale nadrobię książki, bo przeczytałam tylko dwie...
Postanowiłam wprowadzić coś nowego, mianowicie "szybką recenzję". O co chodzi? Nie będzie ona przekraczała 300 słów.  Mam nadzieję, że się spodoba.
Zapraszam do niecodziennej recenzji!







Autor: Rose Sheri Shepherd
Tytuł: "Moja księżniczko. Niebiańskie listy od taty."
Tytuł oryginału: "His Princess. . Love letters  from Your King"
Data wydania w Polsce: 3 czerwca 2015
Data wydania oryginału: 23 stycznia 2004
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Ilość stron: 176








Zacznę standardowo - od okładki. Szczerze? Nie podoba mi się. Jest zbyt sztuczna, przesadzona, zbyt urocza. Jakby pracowało kilku grafików i każdy miał inny pomysł na okładkę, a potem poszli na kompromis i wkleili to co mieli. Oryginał jest nie lepszy. Wygląda jak okładka filmu z Komunii. To chyba mówi wszystko. Widać, że chcieli zmienić coś w środku, stąd różowa czcionka i wiele kwiatków. Jak dla mnie pseudo dziewczęce i brzydkie, ale to tylko moja opinia.





"Ta książka to pełen mądrości i miłości zapis „listów od Boga – Taty w Niebie” do dorastającej dziewczyny. Wiele dziewcząt, wkraczając w okres dojrzewania, przeżywa wewnętrzne napięcia, dramaty, konflikty, często tracą poczucie własnej wartości, buntują się przeciw światu i rodzicom. „Niebiańskie listy od Taty” starają się odpowiedzieć na te wszystkie problemy, rzucić na nie nowe światło, dać emocjonalne wsparcie, pokazać, że uda się przezwyciężyć wszystkie kłopoty, a przede wszystkim uświadomić czytelniczkom, że są kochane miłością bezwarunkową, że dla Boga są prawdziwymi Księżniczkami, najdroższymi na świecie.

Autorka sama zmagała się w młodości z wieloma emocjonalnymi problemami, walczyła z depresją, wychowywała się w dysfunkcyjnym domu, ale udało się jej pokonać wszystkie problemy. Dziś jest cenioną pisarką i mówcą, zapraszanym do wielu Kościołów w USA."






Na początku myślałam, że to będzie coś w stylu poradnika, gdzie jakaś katoliczka, będzie namawiać do modlenia się, chodzenia do kościoła itp. Jednak na wstępnie autorka zapewniła, że tak nie będzie. A ja głupia jej uwierzyłam. W pierwsze rozdziały były normalne, ale potem to było zbyt nachalne i irytujące.  

Styl pisania autorki był do zniesienia, ale bez szału. Dużo odniesień do jej życia, ale tego można się spodziewać. Jedna rzecz mi się podobała, była bardzo widoczna - autorka wierzyła w to co pisze, a to podobno połowa sukcesu. 






Jeśli chodzi o listy od Boga... Nie podobały mi się. Rose bardzo się starała i to widać, ale było to zbyt banalne, a czytając to miałam wrażenie, że sprawiało jej to trudność, męczyło ją. Było to bardo nieprzyjemne i irytujące. Czasami ich nie czytałam, ponieważ brakowało mi sił na coś tak nudnego i "mądrego".





Podsumowując, spodziewałam się jakiegoś cudownego poradnika, (szczególnie po opinii na lubimy czytać) który dużo wniesie do mojego życia, wyciągnę wnioski, stanę się lepszym człowiekiem, ale nie. Krótko mówiąc przeliczyłam się. Dostałam pseudo poradnik, który nic nie wniósł tylko zirytował. Straciłam czas, mogłam przeczytać coś o wiele lepszego i mądrzejszego niż to coś. Daje temu najniższą notę jaką dałam do tej pory, niestety. 


Moja ocena             2/11


Czytaliście ten "poradnik"? Jeśli tak powiedzcie co myślicie. Jeśli nie omijajcie go szerokim łukiem.



























Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. Co do "chrześcijańskich" książek, niestety bardzo, ale to bardzo często również trafiam na jakieś felerne pozycje... Przypadek? Chociaż sama jestem katoliczką, to większość z tych książek zupełnie nie jest w stanie mnie przekonać ani do punktu widzenia autora ani do swojej wartości czysto literackiej. Chociaż zdarzyło się kilka powieści religijnych na wysokim poziomie również.
    Super pomysł z szybką recenzją, chyba sama zacznę go wdrażać, bo trochę mało czasu (ferie już się u mnie skończyły :( ) a poza tym z doświadczenia wiem, jak bardzo ludziom nie chce się czytać moich esejów na trylion słów.
    Pozdrawiam i zapraszam
    http://ksiegoteka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też dlatego sądziłam, że to będzie coś ciekawego i nowego oraz, że zachęci mnie do przeczytania "Jesteś cudem." Niestety tak się nie stało. Wręcz przeciwnie :(
      Tak ja też mam wrażenie, że czasami za dużo piszę i przekazuję masło maślane, dlatego coś takiego stworzyłam. A do tego niedługo szkoła i nie będzie tyle wolnego czasu.
      Pozdrawiam :)

      Usuń